Prawdziwe problemy blogera

bloger, blogerka, problemy blogera

Zakładam, że skoro tu jesteś to znaczy, że potrafisz czytać. Równocześnie zakładam, że swoje już w życiu przeszedłeś, bo zwykle problemy zaczynają się mniej więcej na tym etapie. Pewnie myślisz, że wiesz co to problem. Przykro mi. You know nothing, Jon Snow. Powodzie, wypadki i choroby to jest nic w porównaniu z tym, czego doświadcza przeciętny bloger. Nie wierzysz? Pozwól, że Ci wyjaśnię (tylko wiecie, wyciągamy kij z tyłka i dopiero czytamy).

 

Hejter

Sprawa wydaje się oczywista. I właśnie „wydaje się” jest w tym momencie słowem kluczowym. Bo widzisz, to nie hejter jest problemem. Prawdziwe kłopoty to jego brak! Każdy, ale to każdy szanujący się bloger swojego hejtera powinien mieć. No bo jak to tak, że nikt nic o Tobie złego nie powie? Wstyd! To znaczy, że dupa jesteś a nie bloger i nikogo nie obchodzisz. Posiadanie kogoś, komu ewidentnie przeszkadzasz oznacza, że budzisz emocje. Co z tego, że negatywne, ważne że jakieś. No i ja też dupa jestem, bo hejtera jak nie było tak nie ma. Raz kiedyś, pod postem na temat paniki jakiś Pan Andrzej komentował i ja już byłam pewna, że to jest ten moment i że właśnie Pan Andrzej zostanie tym moim wymarzonym, ale niestety. Pan Andrzej zniknął w odmętach Internetu. Czasem mój kuzyn (i jednocześnie techniczny mózg tego bloga!) coś skomentuje w celu wywołania słynnej, przepraszam za wyrażenie, gównoburzy. Ja mu już tłumaczyłam, że zbyt pozytywni ludzie tu przychodzą, ale on nie wierzył. Można więc powiedzieć, że czasem on moim hejterem bywa, ale to się trochę nie liczy (to chyba oznacza, że jestem półdupek a nie bloger).

 

Inni blogerzy

No tyle jest teraz tych blogerów! Każdy się do Internetów pcha (powiedziała blogerka z trzymiesięcznym stażem)! Nie ma co się oszukiwać, konkurencja nie śpi. Konkurencja radośnie galopuje na wszelkie Twoje kanały w social media i ochoczo zostawia tam komentarze. I Super! Niech piszą, udostępniają i lajkują. Nieśmiało jednak w mojej blond czuprynie pojawia się taka myśl. A gdyby jeszcze tak czytali to, co piszesz? Czy proszę o zbyt wiele? No bo, jakby to ładnie ująć, komentarze zupełnie niezwiązane z tematem mam tam, gdzie słonko już nie chce zaglądać. Osławione „Super, wpadnij też do mnie” boli mniej niż udawanie. Bo ja sobie napisałam tekst o randkowaniu, wiecie, taki śmieszkowy. I ja sobie tak słodko wymyśliłam, że to, jak randka wygląda zależy od tego, co kto studiuje. Boki zrywać, mówię Wam, ja jestem dumna. Wtedy to przybywa inna blogerka ze stwierdzeniem, że ona to jest studentka, ale tych studenckich randek nie lubi. Ona to woli normalnie, w restauracji. Także ten … AHA.

 

Pojawiam się i znikam

Już miałam pisać na jakimś wybitnie profesjonalnym forum, że mam problem, ale trochę się martwię o to, co mi odpowiedzą, więc przychodzę do Was. Czy Wy też macie zwidy? Bo ja widziałam jak ktoś mi polubił fp, a za tydzień znowu i za dwa tygodnie też. Na Instagramie to już codziennie takie cuda. Czy ja mam problem czy to ktoś ma problem? Ratujcie, bo nie wiem. Obstawiam, że ktoś mi lajkuje i cofa i tak w kółko. Po co? Ktoś coś wie? Słyszałam, że to jest dolegliwość, na którą powszechnie cierpią blogerzy. Doradźcie, proszę! Medycyna naturalna czy już tylko recepty?

 

Wyraźnie widać, że blogerzy to prawdziwe problemy mają, nie to że jakieś tam wymyślanie. Nadwrażliwych informuję, że podczas pisania tego tekstu nie ucierpiał żaden bloger. Tekst stosowany niezgodnie z opisem może wywoływać skutki uboczne w postaci urażonego ego. Przed użyciem zaleca się wyciągniecie kija z tyłka i posiadanie zezwolenia na dobrą zabawę.

 

Pozdrawiam i życzę Ci pozytywnego dnia!

 

Psst! Chcesz sprawdzić, czy serio komentują nie na temat? Polub Optymistyczną na fejsie! Jeżeli zaś interesuje Cię moja zmienna liczba obserwujących zapraszam na Instagram.